Nie ukrywam, że pomidory darze wielką miłością. Nie bez kozery na blogu gościły już przepisy z tym warzywem w roli głównej (znajdziecie tu i tu).
Dzisiaj pojawi się coś, co wielu zaskoczy, a mianowicie ciasto z pomidorów.
I nie, nie jest to potrawa wytrawna. To pyszny deser, w którym zupełnie pomidorów nie czuć (zrobiłam testy i testowani się nie połapali). Jeżeli chcecie spróbować czegoś nowego, zachęcam do eksperymentowania.
Oto przepis. Przepis: 1 szklanka (250 ml) przecieru pomidorowego* 2 jajka ½ szklanki oleju ½ szklanki cukru
2 szklanki mąki 1 łyżeczka proszki do pieczenia 1 łyżeczka cynamonu 1 łyżeczka przyprawy do piernika ½ łyżeczki soli 1 pasek czekolady (u mnie mleczna) pokrojonej na kawałeczki
Cukier puder do posypania na wierzchu
Wykonanie: Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Przecier, olej i cukier miksujemy na gęstą, puszystą masę. Osobno w dużej misce mieszamy wszystkie suche składniki. Do suchych składników wlewamy mokre i bardzo krótko wymieszać. Foremkę smarujemy masłem i oprószamy bułką tartą lub wykładamy papierem do pieczenia. Przekładamy ciasto i pieczemy przez 40 – 50 minut. Po tym czasie studzimy ciasto i posypujemy cukrem pudrem
* przecier możemy uzyskać z pomidorów z puszki, wystarczy je zblendować (uważajcie tylko żeby nie użyć przecieru z ziołami lub czosnkiem) lub zrobić samemu. Cztery pomidory sparzamy, obieramy ze skórki,kroimy w kostkę i gotujemy bez przykrycia przez 8 – 10 minut. Po tym czasie poprzecieramy przez sitko i odmierzamy szklankę.
Jak tam początek roku szkolnego? Mam nadzieję, że nie najgorzej. Początki bywają trudne, ale jak się człowiek przyzwyczai to z czasem idzie lepiej. Dotyczy to nie tylko szkoły, z wieloma rzeczami jest podobnie.
Od jakiegoś czasu większą uwagę zwracam na to czy i jak dbam o środowisko, co jestem wstanie zrobić, a co jest dla mnie przeszkodą nie do pokonania. Niektóre rzeczy przychodzą z łatwością inne idą opornie. Staram się nie popadać w skrajności i nie robić nic na siłę. Stosuje metodę małych kroków. Jednym z obszarów, który bardzo chciałam zmienić było (ogólnie to nazywając) pakowanie jedzenia.
Jeżeli chodzi o sałatki czy przekąski do pracy, które pakuje się do wielorazowych pojemników to w ogóle nie ma problemu i nie ma o czym mówić, ale np. kwestia kanapek to dla mnie większe wyzwanie. Problem sam się rozwiązał po tym jak na jednym z kanałów na You Tube zobaczyłam czym są i jak się robi woskowijki.
W zależności jak duże owijki zrobimy możemy wykorzystać je do zapakowania kanapek (pakuje się jak w papier śniadaniowy) czy do przykrycia misek (eliminujemy folie spożywcze i aluminiowe).
Woskowijki są wielorazowe i nawet gdy nam coś wycieknie czy się ubrudzi, wystarczy szmatka, letnia woda i można przywrócić naszą owijkę do stanu pierwotnego. To jak już wychwaliłam woskowijki pod niebiosa to może napiszę jak je zrobić.
Potrzebny jest materiał bawełniany, wosk pszczeli i opcjonalnie sproszkowana żywica sosnowa i olej jojoba. Swoje woskowijki robiłam w piekarniku jeżeli chcecie skorzystać z tej metody (widziałam w internecie, że można użyć też żelazka) to dodatkowo potrzebna będzie foremka szklana lub ceramiczna.
Bawełniany materiał układamy w formie.
Posypujemy małą garścią granulek wosku, odrobiną sproszkowanej żywicy i dodajemy kilka kropli olejku jojoba. Żywice i olejek można pominąć i woskowijki też wyjdą. Oba składniki są bakteriobójcze, a dodatkowo żywica powoduje większą lepkość owijki. Jedna uwaga, żywica i olejek mają kolor złocistobrązowy więc zmienią odcień jasnych materiałów. Tak przygotowaną tkaninę wstawiamy do nagrzanego do ok 150 stopni piekarnika. Czekamy aż wosk się rozpuścić i materiał go wchłonie (trwa to kilka minut).
Następnie wyciągamy formę i czekamy aż tkanina wystygnie. Woskowijka gotowa.
Wakacje się kończą i nic na to nie poradzimy. Trzeba wracać i zmierzyć się, ze szkolną rzeczywistością. Wrzesień to miesiąc wielu wydatków, stresów oraz logistycznych wyzwań. Rodzice stresują się tak samo jak dzieci, a czasem nawet bardziej. Kiedyś usłyszałam, że dla wielu rodziców rok nie liczy się od Sylwestra do Sylwestra, a od rozpoczęcia do zakończenia szkoły. Dla złagodzenia wrześniowego szoku, przejrzałam internety i wyszukałam (moim zdaniem) piękne rzeczy. I tak, przedstawiam Wam dzisiaj szkolne inspiracje. Nie ukrywam, że jest to bardzo subiektywny przegląd. Z chęcią sama zaopatrzyłabym się w takie rzeczy mimo, że do szkoły się nie wybieram;)
No i znowu mi nie poszło. Chyba rybki, kotwice i koła ratunkowe będą musiały poczekać do przyszłych wakacji:) ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło bo dzisiejsze diy moim zdaniem też daje rade.
Mimo, że po drodze pojawiło się kilka wpadek (u jednej ręki odpadł palec w trakcie szlifowania, a drugą przemalowywałam bo po zrobieniu zdjęć uznałam, że jednak kolor mi się nie podoba).
Jak już zostały pokonane trudności i efekt końcowy jest zadowalający mogę napisać Wam jak zrobić taką rękę na biżuterię.
Potrzebne będą masa samoutwardzalna, nożyk, wałek, papier do pieczenia, miska ponadto przydadzą się farby akrylowe, pędzle i szczoteczka do zębów. Masę rozwałkowujemy dbając o to by powierzchnia była możliwie jak najgładsza.
Przykładamy rękę i odcinamy jej kształt z masy.
Następnie umieszczamy rękę w misce tak jak widzicie to na zdjęciu. Czekamy aż ręka wyschnie.
Jeżeli jest taka potrzeba papierem ścierny wyrównujemy powierzchnię.
Wybranym kolorem malujemy rękę.
Za pomocą szczoteczki do zębów nakrapiamy kolejne kolory farb. U mnie jest to czarno- granatowy oraz złoty. Czekamy aż wyschnie i gotowe.
Miał być kolejny, marinistyczny wpis, ale to co wymyśliłam to większa sprawa, a weekend był taki krótki:)
W międzyczasie ozdobiłam drewniane breloczki, które będą super jako zawieszki do kluczy czy elementy dekoracyjne przy ubraniach.
Świetnie się też sprawdzą przy piórnikach i tornistrach lub jako przypinki rozpoznawcze przy bagażach. Drewniane formy kupiłam w sklepie Tiger.
Do zrobienia breloczków oprócz drewnianych elementów potrzebna jest biała farba, akwarelowe kredki, kółko do breloczków oraz kawałek łańcuszka.
Najpierw drewienka malujemy farbą (dzięki temu lepiej będzie widać kolory).
Gdy wyschną, kolorujemy je kredkami.
Pędzelkiem namoczonym w wodzie, rozcieramy kredki.
Łańcuszek mocujemy do kółka, a następnie do drewnianego elementu (możemy pomóc sobie kombinerkami). I już, kolorowe letnie breloczki gotowe.
Marta
Miły Gościu na naszym blogu używamy ciasteczek. Goszcząc u nas zgadzasz się na to!