Jestem osobą, która uwielbia robić listy. Na kartkach spisuję co trzeba kupić, jakie filmy chcę obejrzeć, które książki przeczytać, jakie czynności wykonać, o czym pamiętać, co chcę mieć. Dodatkowo jest mnóstwo rzeczy, które mnie inspirują dlatego wycinam fragmenty z gazet i czasopism. Jak widać moich papierków jest dużo więc muszę w jakiś sposób kontrolować ten chaos. W związku z tym, że moja lodówka jest już zasłoniętą przez milion wiadomości, postanowiłam trochę rozszerzyć powierzchnię gdzie mogę przyczepiać moje karteczki. I tak pomysł na korkową tablicę, a dokładniej trzy. W hipermarkecie budowlanym kupiłam arkusz korka. Za pomocą nożyka wycięłam z niego kwadraty o boku 20cm. Następnie przyłożyłam wcześniej przygotowaną formę na oktagon i ścięłam rogi. Kształt tablic nie jest przypadkowy, chciałam żeby pasowały do moich oktagonalnych podkładek pod kubki (do obejrzenia tu). Na koniec przyczepiłam specjalne rzepy do montażu obrazków, zdjęć i innych bez używania gwoździ. Gotowe! Choć chyba jeszcze mnie kusi żeby przemalować je na jakieś pastelowe kolory. Muszę o tym pomyśleć!
Od kilku dni naiwnie wierzę, że zaraz będzie wiosna. A tu jeszcze jest luty i kto wie ile trzeba będzie czekać aż nastanie ciepełko i zieleń. Nie chcąc jednak tracić czasu postanowiłam przejrzeć swoją szafę i sprawdzić czy pod względem ubioru jestem gotowa na nadejście wiosny. Oddałam rzeczy, w których nie chodzę, wyrzuciłam te które się zniszczyły, a na koniec zrobiłam listę, moim zdaniem brakujących ubrań (mój mąż jest innego zdania).
Mierząc, przekładając i sortując wszystko odkryłam również, że minimalnym wysiłkiem mogę części ubrań nadać nowy wygląd. I tak zaczęłam, przyszywać, odpruwać i farbować. Jednym z efektów moich działań jest dzisiejszy wpis.
Sportowej bluzie, poprzez przyszycie koralików udających kamyczki, nadałam bardziej elegancki look. Pomysł jest super prosty, a wykonanie nie trwa długo. Z zakupionych w pasmanterii koralików, na początku ułożyłam wzór na kartce. Następnie białą kredą zaznaczyłam na bluzie miejsca gdzie maja się znajdować ozdoby. Na koniec korzystając z grubszej nitki i igły przyszyłam koraliki do bluzy i gotowe! A czy Wy jesteście gotowi na przyjście wiosny?
Nie wiem jakie macie doświadczenia z drewnianymi zabawkami ale Julek je uwielbia. Podczas remontu u teściów zostało mnóstwo skrawków drewna, które od razu przypadły mojemu małemu majsterkowiczowi do gustu.
Ponieważ były to surowe ścinki, nie pozwalałam się mu nimi bawić ze względu na drzazgi. Pozbierałam jednak co ładniejsze bryły i zabrałam do Warszawy. Razem z mężem dokładnie je wyszlifowaliśmy oraz zaokrągliliśmy brzegi. Ja natomiast pomalowałam je na wzór domków. Aby krawędzie były równe użyłam w tym celu taśmy malarskiej i małego wałeczka. To bardzo ułatwiło pracę.
Kiedy domki wyschły, rozstawiłam je u Julka na dywanie pomiędzy drewnianymi torami, które dostał na gwiazdkę. Nie wyobrażacie sobie jego radości, gdy wrócił z przedszkola i zobaczył to kolorowe miasteczko.
Wiem, że nie każdy ma możliwość zdobycia tak łatwo drewnianych ścinków.
Ja wykorzystałam okazję, Wy natomiast możecie się wybrać do najbliższego zakładu stolarskiego i poprosić o odłożenie kilku klocków. Jestem pewna, że nie będzie z tym problemu.
A to inne zastosowanie dla drewnianych domków – podpórki do książek:)
Ktoś by powiedział „po co robić paterę skoro można kupić gotową i się nie męczyć”. Moja odpowiedź brzmi „no można” ale z drugiej strony wystarczy kilka elementów i trochę chęci aby stworzyć oryginalne naczynie, które idealnie wpisze się w nasze gusta i potrzeby. Taka domowa patera ma jeszcze jedną wielką zaletę, jest super tania. Talerzyk i podstawkę na jajka kupiłam w sklepie PEPCO, za co zapłaciłam mniej niż 10zł, a klej udało mi się upolować w hipermarkecie i on również nie nadwyrężył domowego budżetu. Mam nadzieję, ze po tym wstępie zachęciłam Was do pracy. Najpierw proponuję umyć zarówno talerzyk jak i podstawkę. Ma to na celu odtłuszczenie powierzchni. Następnie ołówkiem zaznaczamy sobie na talerzyku, w którym miejscu należy dokleić podstawkę. Za pomocą wykałaczki nakładamy klej na krawędź podstawki i dociskamy do talerzyka. Na zdjęciu widzicie, że trochę kleju zostaje wokół łączenia. Należy ten nadmiar zdjąć np. patyczkami do uszu. Po wyschnięciu kleju możemy rozpocząć używanie patery. Jak widzicie na mojej zagościły domowe pączuszki.
Podobnie jak w zeszłym roku, naszą walentynkową propozycją są słodkości. Pięknie zapakowane i zrobione od serca, stają się najlepszym prezentem. Zwłaszcza dla łasuchów takich jak mój mąż. Zrobiłam kilka wersji domowych trufelków, ale na blogu przedstawię Wam tylko jedną, moim zdaniem najlepszą. A oto przepis. Składniki: 2/3 szklanki suszonych śliwek (nie wędzonych) 2/3 szklanki suszonych daktyli 2/3 szklanki orzechów włoskich 1/3 szklanki kakao 4 łyżki syropu klonowego
Do dekoracji: 100g gorzkiej czekolady lub kakao kawałki dowolnych orzechów, migdałów czy wiórków kokosowych
Jak to zrobić: Jeżeli nasze daktyle są bardzo wysuszone i twarde, proponuję umieścić je w garnku razem z 1/3 szklanki wody i chwilę je pogotować aż do miękkości. W przypadku zbyt wysuszonych śliwek można je zalać wrzątkiem, a potem odcedzić.
Następnie wszystkie składniki miksujemy (najlepiej wykorzystać do tego malakser, ręczny blender może nie podołać orzechom). Powstanie nam czarna, mało atrakcyjna wizualnie, ale bardzo smaczna masa. Robimy z niej kuleczki i wsadzamy do lodówki na 30 minut. Z podanej ilości wychodzi ok. 18 trufelków (u mnie mniej bo robiłam degustacje w trakcie produkcji).
Na koniec trufelki obtaczamy w kakao lub rozpuszczonej czekoladzie. Gotowe!
Teraz wystarczy zapakować nasz słodki prezent.
Marta
Miły Gościu na naszym blogu używamy ciasteczek. Goszcząc u nas zgadzasz się na to!