Przypadek matką wynalazków

Od pewnego czasu Julek szaleje na punkcie ciastoliny. Na jego małym stoliku rozkładamy foremki, wałki oraz wszelkiego rodzaju akcesoria do lepienia i zaczynamy zabawę. Wykrawamy placuszki, przekładamy je szpatułką do garnuszków i miseczek, mieszamy, nakładamy… Jednym słowem zabawa na całego. Niestety ciastolina dostępna w sklepach szybko twardnieje i często, zbyt długa zabawa wymusza zakup nowego zestawu. Inną sprawą jest to, że przy tak małych dzieciach jak Julek w ferworze pracy zawsze istnieje ryzyko zjedzenia kawałka. A kto wie co takiego się w niej znajduje.
Kiedyś robiąc masę solną, chcąc przyśpieszyć sobie pracę, składniki umieściłam w malakserze. Okazało się, że miał funkcję podgrzewania i przez przypadek zamiast masy solnej wyszło mi coś na kształt ciastoliny. Przeszukałam internet i znalazłam kilka przepisów, które faktycznie potwierdziły, że najważniejszym etapem przy robieniu własnej masy jest jej podgrzanie. Połączyłam więc kilka z nich i na ich podstawie powstała moja ciastolina.
Oto przepis:
2 szklanki mąki
2 szklanki wody
1 szklanka bardzo drobnej soli
3 łyżeczki oleju np. słonecznikowego
1 łyżeczka kwasku cytrynowego
Wszystkie składniki dokładnie mieszamy (najlepiej trzepaczką) do uzyskania gładkiej konsystencji ciasta naleśnikowego. Następnie na małym ogniu, ciągle mieszając podgrzewamy masę do momentu aż zacznie odstawać od ścianek garnka (jak przy cieście na ptysie). Masa jest gotowa gdy utworzy zwartą kulę i po dotknięciu nie będzie lepić się do rąk. Po ostygnięciu dzielimy ją na porcję i każdą barwimy farbami spożywczymi. Taka ilość składników wystarcza na wykonanie 2 zestawów ciastoliny po 5 kolorów każdy. Do przechowywania masy idealne okazały się zakupione w aptece pojemniczki do badania moczu:)
Dużą zaletą domowej ciastoliny jest jej cena oraz pewność, że nie zawiera żadnych szkodliwych substancji (poza solą oczywiście). Wypróbowałam wiele rodzajów kupnej ciastoliny i muszę przyznać, że własna okazała się być jedną z lepszych. Jest wyjątkowo miła w dotyku i co ważne nie schnie tak szybko. Niebawem zamierzam wypróbować wersję bez soli.
Julek nie ma jeszcze 2 lat a już przepada za tego rodzaju zabawami. Zachęcam więc wszystkich aby nie sugerując się wczesnym wiekiem swojego malucha, podsuwać mu takie rozrywki jak najszybciej. Przyznam się, że jest to też jedna z moich ulubionych zabaw:)
Gosia