Był już stroik z żywych gałązek teraz czas na dekorację z gotowych elementów, które można kupić w sklepach lub wykorzystać z poprzednich lat. Oczywiście i tym razem nie obyło się bez komplikacji, ale widocznie to jest mój talent – potrafię dostarczać moc atrakcji sobie i innym. Po skończonej pracy nad wieńcem, zadowolona, że wszystko wyszło tak jak sobie zaplanowałam przyszedł czas na zrobienie zdjęcia. Wymyśliłam sobie, że wieniec zawieszę na drzwiach wejściowych i stojąc na klatce schodowej, uwiecznię moją pracę. Zaczęłam instalować wieniec i nawet pojawiła się myśl, że trzeba uważać bo wieniec jest ciężki i pod własnym ciężarem może spaść.
Zahaczyłam nitkę o wizjer zadowolona, że moje czarne scenariusze się nie sprawdziły i poszłam po aparat. Ledwo przekroczyłam próg mieszkania i słyszę dźwięk tłuczonych bombek. Właśnie tak, wieniec zleciał z hukiem na ziemię niszcząc moją pracę. Mąż, który siedział w pokoju obok przyszedł zobaczyć co się stało. Nawet nie był zdziwiony tym co zobaczył i stwierdził, że można się było tego spodziewać bo ja wszystko robię z przytupem nawet świąteczny stroik. Tak więc moi mili jak będzie robić własne dekoracje do czego was gorąco zachęcam, dwa razy zastanówcie się gdzie i jak swoje wieńce zawiesicie. A do zrobienia takiej dekoracji potrzebujemy gotowego wieńca, szyszek, kolorowej wstążki, bombek i cienkiego drutu. Jeżeli mamy lub uda nam się kupić możemy dołożyć sztuczne owoce ostrokrzewu lub rajskich jabłuszek. Na początku przymocowujemy szyszki wykorzystując cienki drut. Następnie wplatamy dekoracyjne gałązki tak jak widać na zdjęciu nr 3. Potem doczepiamy tasiemkę. Ja najpierw pocięłam wstążkę na kawałki ok. 50 cm związałam w połowie po trzy i dopiero przyczepiłam. Na koniec wykorzystując tą samą wstążkę przywiązałam bombki. I tyle, wieniec gotowy.
Marta
P.S. Jak widzicie mimo przejść, po drobnych naprawach stroik został obfotografowany. Miłego weekendu!
W moim rodzinnym domu choinkę kupuje się dość późno, zawsze w urodziny mojej mamy, która świąteczne drzewko dostaje zamiast kwiatka. Mimo, że mieszkam teraz gdzie indziej podtrzymuję tą tradycję i moja choinka pojawia się w domu tuż przed samymi świętami. W związku z tym, że do świąt jeszcze jest trochę czasu żeby umilić sobie to oczekiwanie postanowiłam zrobić wieniec ze świeżych gałązek. Jednak na drodze moich twórczych zapędów pojawił się mały problem, gdzie w mieście nie mając ogródka oraz czasu żeby pojechać do lasu zebrać potrzebne gałązki, a na pomysł wpada się w listopadzie kiedy szał świąteczny dopiero się rozpoczyna? Problem się rozwiązał gdy pojechałam w odwiedziny do teściowej (przy okazji serdecznie ją pozdrawiam) i zobaczyłam, że przez płot od sąsiadów przechodzą gałązki różnych drzew iglastych. W związku z tym, że potrzebowałam tylko kilku sztuk na użytek własny (żadnej produkcji masowej nie uskuteczniałam) pozwoliłam sobie obciąć tyle ile było trzeba. Mam nadzieje że nikt się nie pogniewa, ale radzę wam żeby nie było nieprzyjemności wybrać się na spacer do lasu lub kupić kilka świeżych gałązek w kwiaciarni albo od panów, którzy już się z choinkami rozstawiają. Myślę, że warto skorzystać z tych opcji zwłaszcza gdy chcecie robić większe ilości wieńców.
Wracając do tematu pozyskania przeze mnie gałązek to w trakcie cięcia musiałam wyglądać przerażająco bo tego dnia padał deszcz, nie mogłam znaleźć małego sekatora wiec wzięłam duże nożyce do cięcia, a wszystko robiłam po ciemku bo o tej porze roku o 16 jest już noc. Potem docięłam już legalnie:) jeszcze kilka gałązek żywotnika i po powrocie do domu przystąpiłam do pracy.
Do zrobienia wieńca potrzebujemy kilku zielonych gałązek, kawałka drutu z którego zrobimy stelaż (lepszy będzie grubszy), cienkiego druciku oraz sznurka lub włóczki. Gałązki tniemy na mniejsze kawałki i po kilka związujemy sznurkiem w małe pęczki. Do wcześniej przygotowanego stelaża (mój powstał z połączenia 2 grubszych drucików florystycznych połączonych taśmą florystyczną) za pomocą cienkiego drucika przyczepiamy pakiety gałązek, widać to na zdjęciu nr 2. Kolejne pakiety przyczepiamy tak żeby zakryć koniec poprzedniego. Czynność powtarzamy do momentu przykrycia całego stelaża. Na koniec pozostaje przyozdobienie wieńca, ale to pozostawiam Wam. Mój przyozdobiła Gosia wykorzystując kolorową tasiemkę i szyszeczki.
W zeszłym roku dostałam takie sznurkowe bombki na święta od przyjaciół, a w tym, mama Marty zrobiła je jako dekoracja na stół weselny córki. Jak widać mogą mieć wiele zastosowań. Na choince wyglądają naprawdę pięknie.
Wykonanie jest bardzo proste. Wystarczy kupić kilka balonów, klej, który po zaschnięciu robi się przezroczysty (np. do drewna albo introligatorski) oraz kordonek w dowolnym kolorze.
Pompujemy balonik tak aby był jeszcze okrągły a nie jajowaty. W pojemniczku rozrabiamy klej z wodą w proporcji 3:1 a następnie zanurzamy w nim rozwiniętą nitkę. Okręcamy balonik kordonkiem w różnych kierunkach, przeciągając nić między palcami tak by pozbyć się nadmiaru kleju. Gdy uznamy, że taka gęstość kordonka nam odpowiada, wieszamy balon przy suficie do momentu aż klej całkiem wyschnie a kordonek stanie się sztywny. Przekłuwamy balon i delikatnie go wyjmujemy. Pozostaje nam jedynie zawiązanie sznureczka i bombka jest gotowa do zawieszenia na choince albo spakowania jako prezent. To naprawdę proste. Gorąco polecam!:)
Moja mama postanowiła, że w tym roku tradycyjną choinkę zamieni na świąteczny stroik. Doszła do wniosku, że skoro świąt nie będzie spędzać w domu to chyba nie ma sensu kupować świątecznego drzewka. Trochę w tym racji jest chociaż i tak szkoda bo choinki mojej mamy są zawsze pięknie przystrojone (wcale nie chcę się podlizać). Żeby jednak nie pozbawiać się przyjemności wyciągnięcia świątecznych ozdób wymyśliła, że ozdobi gałązki, które przygarnęła po cięciu drzew na podwórku.
I tak na „drzewku” pojawiły drewniane gwiazdki i serduszka, błyszczące bombki ze szkiełek oraz coś co mnie urzekło najbardziej, bombki w stylu rustykalnym zrobione ze styropianu. Aż nie chce się wierzyć, że można uzyskać taki efekt wykorzystując trochę farby i styropianu.
Tak bardzo spodobały mi się te bombki, że zrobiłam sobie własne, które zawisną na mojej choince. W przeciwieństwie do mojej mamy planuję mieć tradycyjną choinkę – wielką (ku rozpaczy mojego męża), zieloną i pachnącą.
Do zrobienia bombek potrzebujemy styropianowej formy, ciemnej farby (użyłyśmy ciemno brązowej, ale można użyć dowolnego kolor) i białej oraz mocowania do bombek wałeczka i pędzelka. Bombkę najpierw malujemy pędzelkiem używając ciemnej farby. Gdy wyschnie wałkiem malujemy białą warstw tak żeby farba nie dostała się w otworki na bombce. Potem zakładamy mocowanie i sznureczek. Piękna ozdoba gotowa.
Marta
P.S Przy okazji wpisu pozdrawiam moją mamę dzięki, której możemy podziwiać piękną dekorację:)
W każdym domu tradycje świąteczne się od siebie różnią. U mnie nazwa „Mikołajki” nigdy nie funkcjonowała. 6 grudnia dostawaliśmy prezenty „pod poduszkę”. Nikt nie zastanawiał się kto je przynosi. Rano wszyscy domownicy znajdowali coś w swoim łóżku. Nie pisaliśmy też listów, gdyż tego dnia otrzymywaliśmy jedynie drobne upominki oraz słodycze. Główny, wymarzony prezent zarezerwowany był na Wigilię i wtedy właśnie przynosił go św. Mikołaj.
Wracając jednak do „pod poduszki” jak to całe dzieciństwo nazywałam:) Pamiętam towarzyszące temu emocje. Zawsze budziłam się gdy jeszcze na zewnątrz panował mrok i rozkoszowałam się dźwiękiem skrzypiącej folii albo papieru do pakowania prezentu. Nigdy nie zrywałam się z łóżka by zobaczyć co też takiego w tym roku dostałam. Przeciwnie wydłużałam tę chwilę ile się tylko dało. Trzeba przyznać, że miałam zacięcie.
Do dzisiaj ten dzień jest dla mnie magiczny. W moim domu podtrzymuję tradycję drobnych upominków chowanych pod poduszką (lub też w jej okolice). Nie mogę też przestać budzić się rano, w oczekiwaniu na ten upragniony dźwięk szeleszczącego opakowania. Z tego się chyba nie wyrasta. W zeszłym roku mój Mikołaj zapomniał, że to już ten dzień i po obudzeniu nic nie znalazłam. Wyobrażacie sobie moje rozgoryczenie? Oczywiście nie dałam tego po sobie poznać. Z resztą następnego ranka wszystko zostało mi wynagrodzone i to z nawiązką:)
W tym roku jak zwykle przygotowałam kilka smakołyków dla mojego męża. Mam nadzieję, że tego nie czyta. Do małego prezentu dodałam domowe śliwki w czekoladzie, kruche ciasteczka z cukrem, makaroniki oraz nalewkę malinową. Miałam bardziej ambitne plany ale niestety Julek się rozchorował i wszystko wzięło w łeb. Zdjęcia też wyszły mi słabo gdyż przez cały dzień mój synek skutecznie uniemożliwiał mi ich zrobienie. Kiedy jednak zapadł mrok, postanowił pójść na drzemkę a ty mamusiu rób sobie co chcesz ale po ciemku:) No nic musicie mi to wybaczyć.
Bardzo jestem ciekawa jak u Was obchodziło się 6 grudnia. Podzielcie się z nami swoimi mikołajkowymi wspomnieniami:)
PS. Oczywiście życzę wszystkim szeleszczących poduszek!
Gosia
Miły Gościu na naszym blogu używamy ciasteczek. Goszcząc u nas zgadzasz się na to!