Tak jak pisałam, w piątek urządziliśmy sobie piknik. Pogoda nas nie rozpieszczała ale nie było też na tyle brzydko by zostać w domu. W pikniku uczestniczył Julek oraz jego dwie starsze kuzynki, babcia i oczywiście ja. Dzieci były tak podekscytowane, że nawet wątpliwa pogoda nie była w stanie pokrzyżować nam planów. W menu znalazły się leniwe z bułką tartą i cukrem, mini kanapeczki na jeden gryz, maliny i borówki, muffinki z jagodami, tosty oraz sałatka z łososiem dla starszych uczestników. Do picia oczywiście lemoniada i kawa.
Głównym punktem programu miał być mały pompowany basen ale niestety było na to za chłodno. Dwa dni wcześniej wypróbowałam go jednak na Julku i przyznam się, że sprawdził się doskonale. Idąc do parku kupiłam dwa 5l baniaczki wody, którą następnie wypełniłam basenik. W upalny dzień Julek nie odstępował go ani na krok. Jak widać nie potrzeba wiele. Chociaż rozstawiliśmy się w ustronnym miejscu, nieliczni przechodnie patrzyli na nas jak na szaleńców:) Niestety zdjęcia pozostaną w domowym archiwum, gdyż w pośpiechu zapomniałam zabrać ze sobą kąpielówek dla Julka. Biedak zażywał kąpieli w stroju Adama:)
Podczas piątkowego pikniku basenik znalazł zastosowanie podczas gry w piłkę:)
Piknik to świetny pomysł na wyjście z obiadem na świeże powietrze. Często kojarzy się nam z masą przygotowań. Nie musi tak być. Ja zapakowałam do koszyka to co normalnie dzieci zjadłyby w domu. Na powietrzu jednak wszystko lepiej smakuje i nawet niejadki łasuchują aż im się uszy trzęsą.
Bardzo podoba mi się idea jedzenia na świeżym powietrzu. W naszym klimacie z pogodą bywa różnie dlatego trochę zazdroszczę osobom mieszkającym w cieplejszych rejonach. Nie chodzi tylko o to, że pogoda ich nie zaskakuje. Mogą oni bez większych przeszkód celebrować posiłki „pod chmurką”. Jednak i my mimo kapryśnej aury możemy urządzić sobie ucztę w plenerze. Nie wiem jak wam, ale mi nawet zwykła kanapka z żółtym serem smakuje 100 razy bardziej jak jem ją na pikniku niż siedząc przy stole w domu.
Pikniki zyskują co raz większą rzeszę fanów. I wcale się nie dziwię bo jest to świetna forma spędzania czasu. Tak naprawdę wystarczy koc, prowiant i dobry humor. Dopełnieniem tego jest kosz piknikowy. Niektóre modele mają też wyposażenie więc nie musimy martwić się o zastawę. Ja jednak preferuję opcję zabierania na pikniki zastawy jednorazowej, żeby nie zawracać sobie głowy myciem. Co tu dużo mówić, koszyk wypełniony po brzegi pysznościami zawsze jest piękny -niezależnie od formy:)
Przygotowałyśmy dla Was przeglądkoszy piknikowych dostępnych w naszych sklepach. Mamy nadzieję, że upatrzycie sobie coś dla siebie. My posiadamy dwa modele- tradycyjny wiklinowy i drugi termoizolacyjny. Jeżeli chodzi o wygodę zarówno jeden jak i drugi jest komfortowy w użytkowaniu. Model termoizolacyjny ma tą przewagę, że przez pewien czas utrzymuje w środku niższą temperaturę. Nie ma się jednak co łudzić. Nie jest on idealny i nie długo możemy się nacieszyć smakiem zimnego piwka:)
Pamiętając również o najmłodszych uczestnikach pikników, trzy ostatnie to modele dla dzieci. Myślę, że każdemu maluchowi sprawiłoby radość, zabranie ze sobą własnego koszyka i częstowanie rodziców ciasteczkami i herbatką w małych filiżankach:)
Narodziny dziecka to bardzo ważny dzień w życiu. Przede wszystkim jest to szczególny czas dla świeżo upieczonych rodziców, ale dla pozostałych członków rodziny jest on również wyjątkowy. Każdy w jakiś sposób chce uczcić pojawienie się malucha na świecie. Pomysłów na prezent jest dużo i raczej problem stanowi to na co się zdecydować. Polecam poza zakupem ubranek czy pieluszek podarować coś wyjątkowego i osobistego. Może to być kartka z życzeniami będąca pamiątką, do której zajrzy się po latach czy jakiś drobiazg przypinający o tym szczególnym dniu. Ja na przykład dostałam w prezencie porcelanową cukiernice żeby moje życie było słodkie. Cukiernica cały czas jest u mnie w domu:)
Gdy już wybraliśmy prezent trzeba go jeszcze zapakować. To jest jeden z pomysłów jak to zrobić.
Najpierw przygotowałam pudełko. Jego wieczko pomalowałam niebieską farbą i taśmą dwustronną przykleiłam literkę. Zakupione wcześniej ubranka złożyłam tak żeby powstał prostokąt i na jednym z brzegów położyłam skarpetki lub rękawiczki. Następnie zwinęłam w rulonik i owinęłam błękitną bibułą.
Została jeszcze do przygotowania kartka.
Sztywną ozdobną kartkę A4 tniemy na pół i składamy. Następnie wykorzystując taśmę dwustronną przyklejamy prostokąt wycięty z niebieskiego papieru tak jak to widać na zdjęciu nr 2. Z kolorowego papieru wycinamy kwadrat oraz kółeczko, które będzie stanowiło główkę. Dodatkowo wycinamy mały prostokącik, na którym piszemy imię malucha. Jeżeli mamy w domu kolorową taśmę ozdobną możemy przykleić ją na brzegach kartki tak jak na zdjęciu nr 4. Wcześniej wycięty kwadrat papieru kolorowego składamy w sposób pokazany na zdjęciu nr 5 i przyklejamy kółeczko. Na koniec sznureczkiem oplatamy papierowy kaftanik i przyklejamy karteczkę z imieniem. Taśmą dwustronną przyklejamy go do kartki. Wystarczy napisać teraz życzenia i już można witać malca na świecie.
Wszystkiego najlepszego dla Frania i jego Rdziców.
Marta
P.S. Oczywiście zmieniając kolorystykę opakowania prezentu i kartki, pomysł można wykorzystać przy narodzinach dziewczynki.
Kochani udało nam się dopracować naszego bloga, dzięki czemu możecie bez trudu zaglądać do nas także ze swoich telefonów i tabletów. Wszystkich, którzy wcześniej mieli problem z czytaniem naszych postów przepraszamy za utrudnienia!
Co raz częściej w zaproszeniach ślubnych młoda para prosi aby w prezencie nie kupować kwiatów lecz butelkę wina albo ulubioną książkę. Zamiast kłopotliwych prezentów daje się obecnie pieniądze więc jedynym osobistym akcentem tego wszystkiego pozostaje jedynie kartka z życzeniami. Tak też było tym razem na ślubie mojej bliskiej koleżanki. Chciałam jednak dać im jakiś drobiazg, który wyraziłby to, że są dla mnie kimś więcej niż znajomymi. Chyba nic bardziej o tym nie świadczy niż ręcznie wykonany upominek.
Postanowiłam zrobić dwa ślubne muffiny, ozdobione w suknię i garnitur z lukru plastycznego. Upieczone i wystudzone babeczki wysmarowałam kremem z utartego masła i cukru a następnie równomiernie pokryłam wyciętym kółeczkiem z masy (jednym białym a drugim czarnym aby zlewały się z dalszą dekoracją). Tak przygotowane muffiny mogłam już zdobić. Chwila wycinana, odciskania wzorków z ceratki, lepienie kwiatków i muchy… jeszcze tylko guziki i szwy i gotowe.
Kartkę zrobiłam z czarnej tektury i przewiązałam ażurową, papierową tasiemką. Wszystko włożyłam do tekturowego pudełka wyściełanego wiórami i zawinęłam w folię celofanową.
Mam nadzieję, że prezent się podobał. Moja koleżanka jest jedyną osobą, którą znam, będącą w stanie zjeść ze smakiem muffina w słodkim przybraniu z lukru plastycznego:) A ja naiwnie myślałam, że będzie on ozdobą stołu przez kilka dni ich dopiero rozpoczętego, wspólnego życia:)
Gosia
Miły Gościu na naszym blogu używamy ciasteczek. Goszcząc u nas zgadzasz się na to!