Ostatnio było o halloweenowych przyjęciach, dzisiaj trochę na temat zabaw. W Stanach oprócz organizowania domowych imprez często odwiedza się tzw. straszne farmy. Są to zaadaptowane przestrzenie, gdzie tworzone są specjalne scenerie, wyglądające niczym plan filmów grozy. Można iść tam ze znajomymi lub rodziną i poczuć adrenalinę chodząc po komnatach zamku Draculi lub uciekając przed Mumią wyskakującą z sarkofagu. Kolejną zabawą jest „Apple bobbing” czyli wyławianie jabłek. Jabłka zostają umieszczane w misce wypełnionej wodą, a uczestnicy zabawy muszą ugryźć jedno z nich bez pomocy rąk. Jednak chyba najpopularniejszą zabawą jest cukierek albo psikus (z angielskiego trick or treat). Dzieci chodzą z pojemnikami na cukierki i odwiedzają mieszkańców okolicznych domów. Gdy ktoś nie chce dać cukierka dzieci w zamian robią psikusa. Szczerze o ile straszna farma i wyławianie jabłek są możliwe do przeniesienia na polski grunt o tyle zbierania cukierków jakoś nie widzę. Nie wiem z czego to wynika, ale przyznam się, że sama też bym miała obiekcje co do tego żeby chodzić od drzwi do drzwi i prosić o słodkości. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie żeby nawiązać do tej tradycji nie wychodząc z domu. Na halloweenowe przyjęcie możemy przygotować paczuszki ze słodyczami i obdarować nimi naszych gości. Im bardziej wymyślne opakowania tym lepiej. Gwarantuję, że pomysł spotka się z zachwytem, zwłaszcza dzieci. Starsze z nich można tez zaangażować do pomocy w wykonaniu takich słodkich pudełeczek.
Do zrobienia nietoperzowych pudełeczek potrzebujemy czarnej tektury falistej, czarnego kartonu, oczu samoprzylepnych (do kupienia np. w Tigerze), taśmy dwustronnej, nożyczek i zszywacza. Jeżeli planujemy pakować drobne cukierki lub takie, które nie są zawinięte w papierki proponuję wnętrze pudełka wypełnić bibułą. Na początku wycinamy z tektury falistej kształt nietoperzowego brzuszka tak jak na zdjęciu nr 1. Następnie wycinamy z kartonu skrzydła. Na środku tektury falistej wycinamy mały otwór, końcówkę jednego ze skrzydeł przeciskamy przez niego i przyklejamy za pomocą taśmy dwustronnej. Drugie skrzydło przyklejamy na brzegu. Widać to na zdjęciu nr 4. Na koniec przyklejamy oczy i wycięte z kartonu uszy oraz dół pudełka zszywamy zszywaczem. Zostało nam tylko wypełnienie pudełka słodkościami.
Urządzając własny ślub miałam bardzo dużo rzeczy na głowie. Właśnie kupiliśmy mieszkanie i zaczęliśmy je remontować. Poza tym tydzień po ślubie broniłam tytułu magistra a praca wciąż nie była dokończona. Wesele było naprawdę duże, więc bez pomocy rodziców i rodzeństwa nie udało by się wszystkiego zorganizować na czas. Ze względu na przeważającą liczbę gości ze strony mojego męża, postanowiliśmy zorganizować wszystko w jego stronach. Jak wiecie mam kręćka na punkcie wypieków, więc sprawą ciast i tortu zajęłam się sama. Nie było wielkiego wyboru cukierni w okolicy aby zamówić słodkości. Wiedziałam, że nie będą takie jak bym sobie wymarzyła (już nie będę opisywać jak bardzo były one różne od moich wyobrażeń:)).
Tort weselny miał być upieczony wedle mojego przepisu. Wszystko skrzętnie przygotowałam. Na marginesach receptury zanotowałam dodatkowe podpowiedzi i uwagi. Ponad to opowiedziałam ustnie jak to ma wyglądać. Praktycznie klasyczny tort Szwarcwaldzki — czekoladowy biszkopt, nasączony wiśniówką, przekładany wiśniami i bitą śmietaną. Nic wielkiego. To co było dla mnie najważniejsze, to to aby tort nie był za słodki i żeby, broń boże, nikt nie kombinował przy kremie. Miała być prawdziwa, lekka śmietana. Wioząc tort na salę coś mi nie pasowało. Coś za żółta ta śmietana. Nie mogłam się powstrzymać i wyskrobałam od spodu paluchem odrobinę kremu. I co się okazało? Ciężki, tłusty krem maślany o posmaku cytrynowym. Co???????
Wyobrażacie sobie moją reakcję? Niestety było już za późno. Po jakie licho tyle czasu spędziłam na omawianiu czegoś co i tak nie zostało zrobione. Trudno się mówi. Przecież tort nie zepsuje mi humoru. Na palcach jednej ręki mogę policzyć wesela, na których byłam i jadłam dobry tort. No nic. To będzie kolejne takie przyjęcie. Na weselu spotkało mnie jednak coś, czego się nie spodziewałam. Obie mamy wiedząc, że tort „jest mojego przepisu”, rozgłaszały tę wesołą nowinę gościom weselnym. Myślałam, że spalę się ze wstydu. Ciekawe co też oni sobie pomyśleli?
Po tak długim wstępie przechodzę do rzeczy. Moi przyjaciele brali ślub pod koniec sierpnia. Ponieważ było to małe przyjęcie zaproponowałam, że zajmę się słodką oprawą tej uroczystości.
Panna Młoda zamówiła u mnie dwie bezy Pavlova z sezonowymi owocami, tarty i tartaletki z delikatnym kremem na bazie mascarpone, mini babeczki budyniowo-śmietankowe, moją tajemną tartę czekoladowo- malinową oraz różowe i białe beziki.
Od siebie zrobiłam jeszcze cake popsy. Tym razem wykonałam je innym sposobem — kulki ciasta były pieczone a nie lepione. Planowałam jeszcze kilka eleganckich cup cake’ów ale moja przyjaciółka nie chciała niczego, co miało by chociaż odrobinę lukru plastycznego. Musiałam więc powstrzymać moje zapędy:)
Każde z ciast opatrzone zostało etykietką z odpowiednią nazwą i opisem. Powiem Wam szczerze, że w ten sposób wynagrodziłam sobie trochę własne przyjęcie. Byłam naprawdę zadowolona z efektu.
Wszystko było tak, jak chciałabym mieć u siebie na weselu:) Ciekawe jak by to było piec ciasta na własny ślub. Prawdopodobnie pojawiłabym się w kościele spóźniona i z mąką we włosach:)
Wiem, że wiele osób nie popiera obchodzenia świąt, które nie wiążą się z polską tradycją. Po części zgadzam się z tym bo mamy bogatą kulturę i powinniśmy propagować co nasze. Z drugiej strony dobrze jest czasem otworzyć się na coś nowego. Oczywiście z umiarem:) Tak też może być z Halloween. Jak zawsze powtarzam każdy pretekst do zabawy w gronie przyjaciół i rodziny jest dobry. Dlaczego więc nie spotkać się ze znajomymi, zorganizować imprezy przebieranej lub wspólnego wycinania dyń w upiorne wzory? Nie musimy tego robić wtedy kiedy u nas obchodzimy Dzień Wszystkich Świętych. „Straszne” dekoracje oraz dynie we wszystkich kształtach i rozmiarach są dostępne z reguły od początku października więc zabawę można zorganizować wcześniej. Możliwości jest bardzo dużo, a jak nie macie pomysłów zawsze możecie coś podpatrzeć w internecie.
W roli głównej powinna wystąpić dynia. Jest teraz dostępna w każdym sklepie i nie powinniście mieć problemów żeby ją zdobyć. Z moich dyni nic nie wycinałam, częściowo zostały zjedzone lub stanowiły dekorację samą w sobie. Dokupiłam papierową paterę z nawiedzonym domem i dyniową girlandę. Babeczki z dyni udekorowałam nietoperzami. Wycięłam je z czarnego brystolu i przykleiłam czarną taśmą do wykałaczek.
Chciałam jeszcze zrobić babeczki, których polewa przypomina w kształcie mózg żeby było upiorniej, ale efekt nie spełnił moich oczekiwań, może w przyszłym roku wyjdą lepsze. Za to kruche ciasteczka kościotrupki udały się w 100%. Nie wiem czy były straszne, ale na pewno były pyszne. Kto jadł ten wie.
Wieczorem w halloweenowy nastrój wprowadzały nas lampiony. Wykorzystałam lampionowe słoiczki, które zrobiłam na biało-czarną imprezę. Wystarczyło, że nakleiłam wycięte z papieru wzory i powstała super dekoracja. Jak widzicie niewiele trzeba żeby zorganizować halloweenową imprezę. Może spróbujecie sami?
Chociaż sezon ślubów już praktycznie za nami, chciałabym Wam pokazać prosty pomysł na własnoręcznie robiony upominek dla gości weselnych. Być może zainspiruje on kogoś, kto planuje swój własny ślub albo też przyda się na inną okazję.
Coraz popularniejsze staje się obdarowywanie gości jakimś drobnym upominkiem takim jak np. słodkie migdały lub czekoladki. W tym wypadku para młoda postanowiła podarować każdemu po malutkim słoiczku, ręcznie robionego dżemu z sezonowych malin.
Pomysł bardzo smakowity. Ponieważ przyjęcie było nieduże, przygotowanie wszystkiego nie stanowiło większego problemu. Ania – siostra Panny Młodej przygotowała pyszny dżem a ja ozdobiłam słoiczki.
Każdy opatrzony został etykietką z napisem „dziękujemy” oraz zawieszką z inicjałami młodej pary. Nakrętka przykryta została bawełnianą czapeczką i przewiązana biało-czerwonym sznureczkiem. Dżemik był naprawdę wyśmienity, o czym świadczyć może fakt, że Julek wyjadł go ze słoiczka łyżeczką:) Prawdopodobnie niewielu gości wiedziało, że przetwory, swój wyborny smak zawdzięczały malinom z babcinego ogródka. Mniam!
Urządzając pokoik dla dziecka, poszukujemy często ciekawych grafik do powieszenia na ścianach. Niektóre są zbyt drogie. Inne, dostępne w popularnych sklepach z wyposażeniem wnętrz, już tak oklepane, że na starcie nie możemy na nie patrzeć. Można by namalować coś samemu ale nie każdy czuje się na siłach. Ja bardzo chciałam i chyba chcę nadal ale nie mogę się zebrać. Poza tym jak zacznę malować jakąś ilustrację to zaraz dochodzę do wniosku, że jednak wolę w innym stylu i zaczynam od nowa. I tak w kółko:) Inna sprawa, że nigdy nie jestem zadowolona z tego co zrobię.
Znalazłam więc takie rozwiązanie. W sklepach z tkaninami można spotkać coraz większy wybór naprawdę fajnych materiałów.
W jednym z nich zakupiłam kilka dziecięcych wzorów, wycięłam z nich odpowiedniej wielkości kawałki i umieściłam w ramkach.
Jest to pewne wyjście z sytuacji:) W ten sposób można też ozdobić salon albo korytarz. Wszystko zależy jedynie od naszej wyobraźni:)
Gosia
Miły Gościu na naszym blogu używamy ciasteczek. Goszcząc u nas zgadzasz się na to!