Było już trochę o jedzeniu, o niezbędnych rzeczach na piknik, o koszu piknikowym to dzisiaj o tym co poza podziwianiem uroków przyrody oraz długich rozmów o wszystkim i o niczym na pikniku można robić.
Polecam przede wszystkim aktywność fizyczną, wszelkiego rodzaju gry w parach czy zespołowe są mile widziane. Zaczynając od kometki, przez frisbee na kopaniu piłki kończąc.
Dla tych co nad wysiłek fizyczny przedkładają wysiłek intelektualny proponuje różne gry planszowe i nie tylko. Na dobry początek kółko i krzyżyk. Prosta gra dla dzieci, idealna również dla rozleniwionych, dorosłych umysłów. Moja wersja jest trochę zmieniona i zamiast kartki i długopisu mamy kamyczki.
Do zrobienia gry nie potrzebujemy wiele. Wystarczy po 5 płaskich kamyków dla każdego gracza (razem 10), marker i kawałek tektury, dla utrzymania porządku przyda się też woreczek. Na tekturze rysujemy kratkę, a na kamykach znaczki kółka i krzyżyka. I tyle, super prosto za to jak efektownie. Miłej zabawy.
W zeszłym roku robiłyśmy przegląd koszy piknikowych w sklepach. Dzisiaj prezentuję mój własny kosz, który razem z mężem dostaliśmy w prezencie ślubnym od przyjaciół. Prezent jest jak najbardziej trafiony zwłaszcza, że znając swoja oszczędność, ciężko by mi było zdecydować się na taki zakup. A tak problem z głowy:)
Nie wiem czy jest sens żeby zachwalać praktyczność i urodę kosza bo wystarczy tylko na niego spojrzeć. Owszem jego ciężar jest znaczący zwłaszcza jak wypchamy go smakołykami i raczej nie polecam go na piesze spacery, ale w innych sytuacjach sprawdza się rewelacyjnie.
Tym razem nasz piknik połączony był z grillowaniem więc ceramiczne talerzyki oraz metalowe sztućce z zestawu były idealne. Jak jeszcze dołożymy do tego małe kieliszki i butelkę jakiegoś napoju z procentami (proponuję mój ukochany cydr) oraz miłe towarzystwo, udane popołudnie mamy gwarantowane. A czy Wy macie kosze piknikowe? Pochwalcie się nimi. Marta
Czerwiec o czym zapewne wiecie kojarzy mi się z truskawkami, a maj to miesiąc kwitnących kasztanowców, bzów i pikników. Jak już kiedyś chyba pisałam jedzenie na świeżym powietrzu smakuje lepiej i zapewne dlatego nasz apetyt na dworze rośnie.
Pomysłów na posiłki jest co niemiara i w zależności jaką formę wybierzmy musimy się odpowiednio przygotować. Jeżeli wybieramy się na piknik rowerowy najlepiej zabrać jedzenie w plastikowych szczelnych pojemnikach i unikać szkła, które po pierwsze jest ciężkie, a po drugie przy jakiejś kolizji może się potłuc i będzie więcej szkody niż pożytku. Na takie wypady polecam zastawę jednorazową, którą po skończonym posiłku będziemy mogli wyrzucić do kosza.
W przypadku pikniku w parku gdzie środkiem transportu będą nasze nogi dobrze przemyślałabym co ze sobą zabieramy i do minimum ograniczyła bym rzeczy, albo zabrała ze sobą wielu przyjaciół którzy pomogą mi wszystko nosić:)
Inaczej ma się sprawa z wycieczką samochodową. Wtedy możemy sobie trochę pofolgować i zabrać dużo rzeczy nawet takich, które nie są niezbędne, ale ładnie wyglądają. No chyba, że mamy plan zaparkować samochód daleko od miejsca piknikowania to w takim przypadku też bym się zastanowiła co ze sobą zabieram. Na szczęście ja nie musiałam się niczym ograniczać i jadąc na piknik zabrałam pół swojego dobytku.
Wśród moich rzeczy znalazła się taca (tak na marginesie to super rozwiązanie na pikniki), szklane słoiczki, tiulowe pompony, drewniana skrzynka zastępująca koszyk piknikowy, papierowa zastawa z drewnianymi sztućcami oraz milusi kocyk.
Nie zapomniałam też o jedzeniu. Zabrałam ze sobą chłodnik w słoiczkach, warzywka do pochrupania oraz tarty. Jedną ze szpinakiem własnego pomysłu, a drugą z botwinką i kozim serem z przepisu ze strony kwestiasmaku.com (polecam jest pyszna).
Nie mogło zabraknąć też picia. Zrobiłam lemoniadę cytrynowa oraz zabrałam cydr, który idealnie pasuje do takich posiłków.
Piknik to nie tylko jedzenie, ale także zabawy na świeżym powietrzu jednak o tym w innym poście.
Dam się pokroić za to, że Wy też macie w domu rzeczy, które zostawiliście bo jak będzie czas to się je przerobi, naprawi, podrasuje, przyszyje, odszyje, pomaluje wyszlifuje albo nie wiadomo co z nimi zrobi i będą jak nowe. Ja mam takich zaległych przedmiotów do renowacji lub wymagających lekkiej zmiany sporo. Szkoda mi je wyrzucić bo w mojej głowie już są pomysły co z nimi zrobić. Tylko czasu brak zwłaszcza teraz kiedy zrobiło się ciepło i chciałoby się powygrzewać na słoneczku. Żeby jednak trochę „odgruzować” mieszkanie i w końcu ruszyć z projektami, wymyśliłam sobie, że rozłożę pracę na etapy. Pomysł był dobry, a na warsztat jako pierwsze poszło blaszane pudełko. Mam je chyba jeszcze od podstawówki i od tego czasu trochę się zużyło.
Do odrestaurowania pudelka wykorzystałam eko skórę, którą dostałam od zaprzyjaźnionego kolegi Tomka (serdecznie go pozdrawiam), który pomyślał o mnie, za nim ją wyrzucił. Przed przyklejeniem eko skóry wyszlifowałam lekko pudełko papierem ściernym. Następnie wycięłam nożykiem odpowiedni kształt pasujący do rozmiaru pudełka i wykorzystując klej, który również dostałam od kolegi przykleiłam eko skórę do pudełka. Nie ukrywam, że trochę pracy było i trochę nawdychałam się kleju, ale się opłaciło bo pudełko wygląda ślicznie. Miłego weekendu i skorzystajcie z ładnej pogody. Ja dzisiaj wybieram się do zoo.
Eko torby są super i tyle. Patrząc na to jak wiele firm korzysta z nich jako formy reklamy, chyba nie tylko ja jestem ich fanką. Tak często ich używamy, że stały się elementem mody co oczywiście szybko podłapał rynek odzieżowy i nie tylko. Możemy więc kupić sobie torbę w modnym kolorze lub wzorze czy też z jakimś chwytliwym napisem.
Jednak po dłuższym użytkowaniu torby się zużywają i nie są już tak ładne jak na początku albo co tu dużo mówić już nam się znudziły lub od samego początku nie podobało nam się na nich hasło reklamowe.
Mamy wtedy trzy opcje, albo kupujemy coś nowego, albo idziemy na jakieś targi licząc, że któraś z firm będzie rozdawać eko torby jako element swojej reklamy i jeszcze trafi w nasz gust albo korzystamy z trzeciego rozwiązania czyli zabieramy się do pracy i przerabiamy to co już mamy.
Jeżeli trafiliście na bloga to zapewne wiecie, którą z możliwości wybrałam:)
Przed rozpoczęciem pracy, torby musimy wyprać. Następnie korzystając z barwników do tkanin, zaczynamy farbowanie.
I tu kilka uwag. Po pierwsze w warunkach domowych najlepiej farbuje się torby z naturalnych materiałów, tych sztucznych kolor może nie złapać. Po drugie na części toreb są nadruki, których barwnik nie zasłoni. Możemy wtedy wybrać ciemniejszy barwnik lub zasłonić nadruk naszywając coś albo zamalowując farbą do tkanin. Po trzecie żeby uzyskać równomierny kolor musimy torbę z barwnikiem mieszać raz na jakiś czas lub zastosować barwnik do farbowania w pralce (ta opcja jest droższa).
Gdy torby są ufarbowane możemy przystąpić do ozdabiania. Do tego celu wykorzystałam farby do tkanin (uwaga do malowania na ciemnych materiałach lepiej używać farb, które są do tego przeznaczone, zaoszczędzicie czas, wierzcie mi). Moje torby zostały przyozdobione w chmurki, ananasa oraz napis żeby wszyscy wiedzieli do kogo torba należy:) Jak zdecydujecie się na metamorfozę waszych eko toreb, podzielcie się pomysłami.
Marta
Miły Gościu na naszym blogu używamy ciasteczek. Goszcząc u nas zgadzasz się na to!