Nie wiem dlaczego, ale na hasło arbuz przed oczami widzę fragment z bajki „Wilk i Zając”. W jednym z odcinków nieszczęsny wilk chcąc złapać zająca wpada na wielkiego Pana hipopotama niosącego pod pachą 2 arbuzy. W dzieciństwie bardzo lubiłam tą bajkę i może dlatego arbuzy miło mi się kojarzą. No, ale pomijając skojarzenia, te owoce są po prostu pyszne i wspaniałe na upały. Jak zaczęłam się zastanawiać do czego arbuza można wykorzystać okazało się, że jest on doskonałym elementem sałatek słodkich i wytrawnych. Można z niego zrobić napój, drinka lub owocowe koreczki, a dodatkowo motyw arbuza świetnie się sprawdza w dekoracjach. Dzisiaj przedstawiamy Wam pomysł na przyjęcie gdzie arbuz wystąpił w roli głównej.
Do jedzenia podałam sałatkę owocową, arbuzowe koreczki, mrożone kawałki arbuza na patyku oraz mrożony arbuzowy deser z bitą śmietaną i borówkami. Dla ochłody serwowane były koktajle alkoholowe z arbuza z sokiem żurawinowym. Pycha! Jeżeli ktoś chce przepis, piszcie, chętnie się podzielę. W sklepie „Tiger” udało mi się kupić girlandę w kształcie arbuzowych trójkątów oraz okrągłe serwetki. Do tego dorobiłam z papieru i bibuły wolnostojące kawałki arbuza. Doczepiając sznurek może to być też ozdoba wisząca, a jak wsadzimy do środka słodycze to dzieci będą miały dużo uciechy.
Ze sztywnej kartki wycinamy koło. Jego średnica zależy od tego jak duży kawałek arbuza chcemy mieć. Koło dzielimy na ćwiartki. Z kartonu wycinamy pasek, który będzie równy obwodowi ćwiartki. Grubość paska to ok. 2 centymetry plus ząbki. Ząbki zaginamy do środka tak jak na zdjęciu nr 2. Następnie przyklejamy po obwodzie ćwiartki pasek z ząbkami tak jak widać na zdjęciu nr 3 i wieczko. Z karbowanej bibuły wycinamy paski i nacinamy je nożyczkami. Gotowe fragmenty przyklejamy po kolei tak jak na zdjęciach 6,7 i 8. Na koniec z czarnej bibuły wycinamy pesteczki i przyklejamy do arbuza. Gotowe! Można zacząć arbuzowe szaleństwo.
Moja mama jakiś czas temu postanowiła zmienić wystrój mieszkania. Jestem pod wrażeniem jak w stosunkowo krótkim czasie i przy niewielkich nakładach finansowych zmieniła wnętrze nie do poznania. A wszystko za sprawą dobrego oka i pomysłowości. Nie wiem jak ona to robi, ale wyszukuje świetne dodatki w różnych dziwnych miejscach albo przerabia rzeczy, które już ma tak żeby pasowały do całości. Jedną z takich rzeczy była wyszperana taca, którą odświeżyła i wykorzystuje jako element wystroju stołu. Stawia na niej świeczniki, wazon z kwiatami lub ozdobne pudełeczka. Pozazdrościłam jej takiej tacy. Ku mojej wielkiej radości udało mi się jedną nabyć za nieduże pieniądze. Od razu kupowałam ją z myślą o przerobieniu, ale jakoś pomysł nie przychodził. Dopiero jak zaczęłam robić obręcze na serwetki stwierdziłam, że styl morski dla tacy będzie w sam raz.
Zmienienie wyglądu tacy nie jest trudne. Za pomocą wałeczka wewnętrzną część pomalowałam na biało, a boki na niebiesko. Użyłam do tego farb akrylowych. Następnie wykorzystując szablon i gąbkę zrobiłam wzór kotwicy. Na koniec żeby całość była trwalsza można wszystko polakierować. Prawda, że proste?
Z czym kojarzą się wakacje? Dla większości z nas z morzem, plażą i słońcem. Z podobnego założenia wychodzą sklepy z wystrojem wnętrz i oferują różnego rodzaju dekoracje w stylu marynistycznym. W związku z tym, że lubię gdy w domu pojawiają się elementy nawiązujące do tego co dzieje się wokół nas, staram się żeby wraz ze zmieniającą się aurą za oknem na stole gościły tematyczne ozdoby. Jednak czasem zakup dekoracji jest kosztowny. Mam z tym duży problem bo nawet jak czymś się zachwycę to żal mi pieniędzy na rzecz, która za chwilę przestanie być aktualna. Stąd pomysł na ręcznie robione obręcze na serwetki i zawieszki.
Mała rzecz, a cieszy. Tym co na wakacjach już byli przypomni miłe chwile, dla tych co wakacje przed nimi uprzyjemni czas oczekiwania, a dla nieszczęśników, którzy w tym roku wakacji nie mają będzie pocieszeniem.
Więc do pracy!
Z grubej tektury wycinamy wcześniej narysowane (jak ktoś potrafi) lub odrysowane (jak w moim przypadku) elementy związane z morzem. Z rolki po folii spożywczej odcinamy fragmenty o szerokości ok. 2 centymetrów i malujemy białą farbą. Następnie dekorujemy rozgwiazdy, koła ratunkowe i kotwice według własnej wizji. Po wyschnięciu farby możemy polakierować je lakierem do paznokci żeby ładnie się błyszczały. Na koniec wystarczy przykleić ozdoby do pierścieni lub przewiązać sznurek i marynistyczne dekoracje są gotowe.
A może Wy macie jakieś pomysły na morskie dekoracje?
Peonie to jedne z moich ulubionych kwiatów. Okres, kiedy można je kupić na straganach jest bardzo krótki, więc warto się nimi nacieszyć póki są. Najbardziej lubię je mieć w wazonie w sypialni i czuć ich zapach zaraz po przebudzeniu. Ciekawe, że rano pachną najintensywniej.
Jak już widzieliście, zamiast świeżych kwiatów, podczas moich urodzin na stole postawiłam papierowe. Może nie wszyscy się zorientowali ale to peonie. Taki przynajmniej był mój zamysł gdy je robiłam:) Chociaż nie! Mam dowód! Powiem Wam, że mój szwagier, utytułowany znawca kwiatów, od razu zgadł, że to właśnie one:) Także ustalone-dzisiejszy post jest poświęcony papierowym peoniom.
Na początku działania naszego bloga, zamieściłam post o robieniu pomponów z papieru. Peonie robi się praktycznie tak samo.
Potrzebujemy 6 arkuszy bibuły wielkości ok. 17cm x 24 cm, cienki drucik i drugi grubszy np. florystyczny. Najwięcej ciemnego koloru, potem jaśniejszego i najjaśniejszego.
Arkusze papieru kładziemy jeden na drugim i zaginamy w harmonijkę. Następnie, mając już całość zwiniętą, przewiązujemy je przez środek drucikiem. Przycinamy końce jak na ilustracji nr. 4. Rozdzielamy teraz pojedynczo, arkusz po arkuszu wyginając w różne strony. Najpierw lewą stronę a potem prawą ale wszystkie w jednym kierunku (w pomponach trzeba było to zrobić i z przodu i z tyłu). Następnie poprawiamy płatki aby się ładnie układały. Teraz pozostało nam tylko zagięcie drutu czyli naszej łodygi i oplecenie go drucikiem połączonym z główką kwiatu. I gotowe! Brakuje tylko zapachu:)
W sobotę skończyłam 27 lat. Pierwszy raz od wielu lat nie organizowałam większego przyjęcia. Muszę przyznać, że nie mam siły. Od kilku tygodni Julek nas nie oszczędza, co sprawia, że jedyne o czym marzę wieczorem, to zalec na kanapie i rozkoszować się błogą ciszą. Do permanentnego zmęczenia doszła jeszcze jakaś dziwna chandra, spowodowana urodzinowym podsumowaniem minionego roku. No i postanowione – w tym roku 27 urodziny spędzimy w kameralnym gronie dwójki przyjaciół i rozkrzyczanego Julka. Ponieważ menu należało do ekspresowych w wykonaniu, miałam dość czasu aby zadbać o aranżację stołu.
Wszystkie dodatki były w delikatnym i dziewczęcym kolorze różowym. A co mi tam. Chociaż w ten jeden dzień w roku mogę poczuć się jak dziewczynka:)
Stół przykryłam dwoma białymi bieżnikami. Na nich zamiast żywych kwiatów, postawiłam butelki z papierowymi peoniami . Aby dodać koloru nalałam do nich wody, którą wcześniej delikatnie zabarwiłam barwnikiem spożywczym.
Świetnie nadaje się do tego również sok z buraka lub maliny. Do tego różowe serwetki, papierowe słomki z chorągiewkami opatrzonymi imionami gości oraz małe kubeczki na babeczki, do których wsadziłam torebeczki z wiśniami w czekoladzie.
Na koniec, pomiędzy kieliszkami, paterami i półmiskami z jedzeniem rozłożyłam, kontrastujące z różem cytryny. I gotowe.
Potrawy również posiadały odpowiedni akcent kolorystyczny.
Na początku pstrąg z krewetkami w sosie ze świeżych pomidorów. Do picia drink arbuzowy, który od piątku chłodził się w lodówce a na deser beza Pavlova i tartaletki z malinami i borówkami.
Muszę przyznać, że to był bardzo udany wieczór, chociaż od Julka nie dostałam z tej okazji nawet pół buziaka:)
Gosia
A poniżej zamieszczam flagietki na słomki do pobrania i wydrukowania.