Czasem na rozmowach w sprawie pracy pracodawca prosi żeby wymienić 10 zastosowań jakiegoś prostego przedmiotu np. szklanki. Z jednej strony sprawdzana jest nasza kreatywność, a z drugiej sposób radzenia sobie w sytuacjach stresowych. Jak tak dalej pójdzie to jeżeli w trakcie rozmowy zostaniecie poproszeni o wymienienie 10 zastosowań słoików to po przeczytaniu naszego bloga nie będziecie mieli najmniejszego problemu żeby je podać. Tak, tak dzisiaj znowu słoiki.
Do tej pory słoiki zalegały u mnie stertami, a teraz cierpię na ich niedobory. Doszło do tego, że wyciągam je od rodziców z piwnicy bo swoich już nie mam. Wszystko przez to, że odkrywam nowe możliwości ich wykorzystania. A jak się okazuje jest ich bardzo dużo. W zeszłym tygodniu były lampiony malowane, a dzisiaj pokażę jak zrobić lampiony z uchwytami, które umożliwią ich powieszenie. Moje słoikowe lampiony jeszcze nigdzie nie zawisły, ale za to stanowiły uzupełnienie dekoracji na biało-czarnej imprezie.
Oczywiście do zrobienia lampionów potrzebujemy słoików. Fajnie jak mają tą samą wielkość i zbliżony kształt. Do tego potrzebny jest nam drut (wykorzystałam drut florystyczny) oraz kombinerki czy tez inne narzędzia, które umożliwią nam zagięcie i odcięcie drutu. Na jednym z końców drutu zaginamy haczyk i wyginamy drut żeby pasował do kształtu gwintu słoika tak jak na zdjęciu nr 1. Następnie na mniej więcej tej samej wysokości co haczyk po drugiej stronie drutu robimy pętelkę. Widać to na zdjęciu nr 2. Drut za pętelką zaginamy tak żeby pasował do obwodu słoika i końcówkę drutu przeplatamy prze haczyk, który zrobiliśmy na początku. Nadmiar drutu odcinamy. Utworzyła się nam obręcz z dwoma otworami, którą widzimy na zdjęciu nr 3. Pozostało zrobienie uchwytu. Bierzemy fragment drutu (jego długość zależy od tego jak długi uchwyt chcemy mieć) i na obu końcach zaginamy żeby powstały 2 haczyki. Drut wyginamy w łuk i zahaczamy o pętelki na obręczy wokół słoika. Gotowe. Opis jest trochę skomplikowany, ale mam nadzieję, że zdjęcia rozwieją wszelkie wątpliwości.
Coraz częściej przed ślubem organizowane są wieczory panieńskie i kawalerskie. Podobno huczne pożegnanie panieńskiego czy kawalerskiego stanu nie jest tylko skopiowanym z zachodu pomysłem i pretekstem do szalonej zabawy, ale jest to element polskiej tradycji. Przyznam, że jakoś nie przemawia do mnie idea imprezy ze sprośnymi zabawami i to nie wynika z tego, że nie lubię się bawić. Wręcz przeciwnie! Razem z moim ówczesnym narzeczonym, a teraz już mężem:) wymyśliliśmy, że połączymy zabawy, trochę na przekór obowiązującym zwyczajom i spędzimy ten wieczór razem. Oczywiście nie mogło zabraknąć naszych znajomych.
Impreza była biało-czarna, żeby trochę wczuć się w klimat zbliżającego się ślubu. Poprosiliśmy gości, aby założyli stroje w tych kolorach. Także dekoracja wpisywała się w tematykę. Były nasze ukochane papierowe pompony, serwetki, talerzyki i kubeczki oraz jak przystało na imprezę na świeżym powietrzu, lampiony.
Zanim zrobiło się ciemno lampiony stanowiły biało-czarny element wystroju, a gdy przyszedł wieczór, oświetlały werandę, dając różne wzory w zależności co znajdowało się na słoiczku.
Takie lampiony to prosty sposób na dekorację plenerowych imprez. Warto z niego skorzystać, póki pogoda tak nas rozpieszcza.
Do zrobienia lampionów potrzebujemy słoików w różnych rozmiarach i kształtach, taśmy papierowej i farb w sprayu. Na słoiki naklejamy taśmę w różnych kombinacjach. Ja zrobiłam paseczki pionowe i poziome oraz serduszka, ale możecie popróbować innych rozwiązań. Taśmę trzeba dobrze docisnąć, żeby farba nie dostała się pod spód. Jednak jeśli nawet tak się stanie, nie trzeba się martwić bo zwykłym zmywaczem do paznokci można usunąć farbę, która wyszła poza kontury wzoru. Słoiki spryskujemy farbą i czekamy aż wyschnie. Potem odklejamy taśmę i na koniec gwint słoika zakrywamy ozdobną tasiemką wiążąc kokardkę.
P. S. Nikt nie narzekał więc zabawa chyba się udała. Nawet pogoda, która w tamtym czasie była w kratkę dopisała i w dniu imprezy świeciło piękne słońce.
Niedawno piekłam ciasta dla koleżanki. Zapytała mnie czy nie zrobiłabym także cake popsów. Niby prosta sprawa ale jeszcze nie robiłam, trochę czytałam ale nie za dużo . . . no nie, chyba nie. Ale ze słodkościami mam tak, że próbuję zrobić wszystko a jak mi nie wychodzi to robię jeszcze raz i jeszcze raz, do skutku. Ponieważ nadarzyła się okazja – piekłam ciasta na przyjęcie ślubne przyjaciół, postanowiłam zrobić je po raz pierwszy. Okazało się nawet, że w domu znalazła się silikonowa foremka do ich wypiekania. Niesamowite, że byłam pewna, że służy do robienia lodów na patyku. Co za pomysł! Jakim cudem!
Przejrzałam anglojęzyczne strony, obejrzałam kilka filmików na youtube i zabrałam się do roboty. Wybrałam cake popsy z jasnego ciasta biszkoptowego w białej polewie. Wykonałam próbny wypiek, Julek skonsumował – działa. Specjalnie zakupiłam polewę tzw. candy melt firmy Wilton. Chociaż bardzo się starałam, owa polewa nie osiągnęła takiej płynności, bym mogła swobodnie zanurzać w niej lizaczki. Jak wyszły mi ślubne cake popsy, pokażę Wam troszkę później. W każdym razie wyglądały fajnie, chociaż jak dla mnie były tak słodkie, że tylko prawdziwie łakome dzieci, mogły przeżyć taką dawkę słodkości.
Za drugim razem zrobiłam cake popsy inną metodą. Dzień wcześniej upiekłam bardzo wilgotne i lepie brownie. Trochę zjedliśmy a resztę pokruszyłam i dodałam do niego mascarpone. Z masy uformowałam równej wielkości kuleczki. Nadziałam na patyczki i wsadziłam do lodówki alby dobrze stężały. Następnie zanurzyłam je w płynnej czekoladzie (to była głównie gorzka czekolada ale ponieważ zrobiłam je dla dzieci, dorzuciłam trochę mlecznej). Z lukru plastycznego ulepiłam pyszczki oraz uszka. Z papieru powstały muchy. I już! Świetna zabawa. Serio. Ja wiem, że można gustować w lepszych rozrywkach, ale to było naprawdę fajne. Wiele osób mówiło mi, że jestem stuknięta, że chce mi się takie rzeczy robić ale ja uwielbiam cukiernicze wyzwania. Poza tym, w tym tygodniu mój mąż zapominał wychodzić z pracy, więc wieczory poświęciłam misiom:)
Moja mała, czekoladowa drużyna wylądowała na stole, podczas letniego seansu filmowego i co najlepsze rozeszła się błyskawicznie:)
Jeśli miałabym polecić któryś ze sposobów zrobienia cake popsów zdecydowanie poleciałabym tą drugą. Były naprawdę pyszne! Nie mogę doczekać się następnej okazji by je wykonać:)
Muszę Wam coś pokazać. Tydzień temu, w piątek przed moim blokiem rozstawiło się dziecięce kino letnie. Oczywiście nie samo. Kilkoro rodziców mieszkających na naszym osiedlu, postanowiło zorganizować piękne pożegnanie wakacji.
Każdy coś przyniósł do jedzenia, zorganizował sprzęt, koce i poduchy, dekoracje, przyprowadził swojego malucha i już.
To była prawdziwa frajda, nie tylko dla dzieci ale także dla nas. Aż się ciepło na sercu robiło, patrząc ile radości miały z tego dzieci.
Do jedzenia nie mogło zabraknąć popcornu. Była także gotowana kukurydza, hot-dogi, wata cukrowa, cake popsy, babeczki, gofry… czego tam nie było.
Julek objadał się kukurydzą na dwie ręce. Potem potknął się o kabel i ponieważ zabrakło mu rąk do podparcia się, wylądował czołem na betonie. Ale jego czoło już nie takie rzeczy widziało – najważniejsze, że kukurydza wyszła z tego cało:)
Dzieci miały prawdziwe święto. Pokaz filmowy zakończył się śpiewem piosenek z bajek.
Do kina były oczywiście bilety. Dzieci miało być ok 20. Biletów z zapasem wydrukowałam 25 ale maluchów zebrało się tak dużo, że i tak dla wszystkich nie wystarczyło:)
Niestety zdjęcia są głównie z przygotować do pokazu, więc nie oddają w pełni nastroju jaki panował. Winny temu jest nikt inny tylko Julek, który na widok laptopa, rzutnika i innych urządzeń połączonych kabelkami o mało nie oszalał ze szczęścia. Ponieważ nie udało się go w żaden sposób namówić do zaniechania planu wyłączenia filmu, biedny Julek ostatecznie poszedł spać a wraz z nim mój aparat.
Możecie mi jednak uwierzyć na słowo, że było pięknie:)
PS. W poniedziałek pokażę Wam moje misiowe cake popsy i opiszę jak się uzależniłam od ich robienia:)
Bardzo lubię wszelkiego rodzaju szklane pojemniki czy to do przechowywania czy tylko do ozdoby. Nie ma dla mnie większego znaczenia ich kształt, wielkość i jaką mają pokrywkę bo uwielbiam je wszystkie.
Najgorsze jest to, że wchodząc do sklepu i widząc jakieś szklane cudo najpierw chcę je kupić, a dopiero potem zaczynam się zastanawiać do czego mogłabym je wykorzystać. Muszę nad tym popracować bo jeszcze trochę i będę mogła otworzyć swój sklep ze szkłem albo mój przyszły mąż wystawi mnie za drzwi z całym asortymentem.
Dla miłośników przechowywania rzeczy wszelakich, pokażę dzisiaj jak zrobić swój własny niepowtarzalny szklany słoik z ozdobną pokrywką.
Będziemy potrzebować słoików, które mają ładny kształt albo zdobienia, farb w sprayu, dekoracyjnych elementów (ja wybrałam gumową figurkę kurki, kwiatek który kiedyś był częścią biżuterii oraz samochodzik z jajka z niespodzianką) oraz kleju typu kropelka. Pokrywki oraz rzeczy, które będą do nich przyklejone spryskałam farbą. Trzeba poczekać żeby farba dobrze wyschła i nie kleiła się do palców. Gdy wszystko jest suche klejem przyklejamy ozdoby do pokrywek.
Widzicie ile zastosowań mają takie pojemniki. Można w nich trzymać produkty spożywcze, słodycze, bibeloty i dziecięce skarby. I powiedźcie mi jak tu nie zbierać takich szkiełek?! Przecież zawsze coś można schować!
Marta
Miły Gościu na naszym blogu używamy ciasteczek. Goszcząc u nas zgadzasz się na to!