Są takie dni, że żaden pomysł nie przychodzi mi do głowy, a czasem zalewa mnie fala inspiracji. W tym drugim przypadku chciałabym rzucić wszystko i od razu zabrać się do pracy.
Rzadko kiedy mam na to czas i w większości, projekty muszą poczekać aż nastanie weekend. Dzisiejszy pomysł również miał czekać na lepsze czasy, ale…
Będąc w hipermarkecie budowlanym (oczywiście w zupełnie innej sprawie) zobaczyłam stojącą na regale drewnianą skrzynkę. Skrzyneczki w wersji mini miałam w planach, choć raczej później niż wcześniej. Mój mózg spłatał mi jednak figla i od razu zaczął analizować jak to zrobić w zaciszu własnego domu i jakie rzeczy będą potrzebne.
A, że byłam już w sklepie to doszłam do wnioski, że żal nie skorzystać z okazji i warto kupić wszystkie elementy. To teraz informacja co jest potrzebne i jak to zrobić.
Do wykonania skrzyneczki potrzebujemy kątownika sosnowego, płaskich deseczek (na etykietce była nazwa listwa maskująca) kawałka drewna o kwadratowym przekroju (nazwa na etykiecie- listwa modelarska), piły, drobnych gwoździ, kleju do drewna.
Najpierw odcinamy 4 równe kawałki deski o kwadratowym przekroju (u mnie to 12 cm)-najszybciej jest użyć piły oraz 2 kawałki kątownika (18 cm). Dodatkowo należny przygotować dwa kawałki deseczki o długości 14 cm oraz szerokości takiej jak jeden bok kątownika. Wymyślając projekt zapomniałam, że trzeba jakoś połączyć na dole, krótsze boki i w zakupach nie uwzględniłam tego elementu dlatego w trakcie pracy poradziłam sobie tak, że kątownik przecięłam wzdłuż. Nie było to najprostsze rozwiązanie, ale przynajmniej nie musiałam jechać znowu do sklepu. Mając te części możemy zacząć je łączyć.
Do końców odciętych kątowników przyklejamy kwadratowe deseczki. Gdy klej przeschnie możemy wzmocnić konstrukcje, wbijając od spodu gwoździe. Uzyskaliśmy dzięki temu podstawę dłuższych boków skrzynki. Następnie 14-nasto centymetrowymi deseczkami łączymy boki. Warto najpierw podkleić je, a potem przybić gwoździkami. W ten sposób otrzymujemy szkielet skrzynki. Teraz przygotowujemy sobie kolejne elementy.
Odcinamy z listwy maskującej: 4 kawałki o długości 18 cm, 4 kawałki o długości 14 cm oraz 4 kawałki o długości 13 cm.
18-nasto centymetrowe kawałki przybijamy gwoździami po dwa z każdego dłuższego boku.
14-nasto centymetrowe kawałki przybijamy przy krótszych bokach.
Listwy 13-nasto centymetrowe przyklejamy na spodzie skrzynki – tworzą nam dno.
I tyle. Własnoręcznie zrobiona mini skrzyneczka gotowa. Możecie ją teraz dowolnie pomalować lub zostawić surową, a potem wykorzystać jako osłonkę na zioła lub dekoracje w trakcie pikniku. Świetnie się też sprawdzi jako skrzyneczka na przyprawy.
Ostatnio myślę, że chyba powinnam zmienić zawód i… zostać stolarzem. Drewno jest tak wspaniałym materiałem do pracy i tyle różnych rzeczy można z niego wyczarować. Jak tak dalej pójdzie to tych pustych kątów, które mam w mieszkaniu zaraz nie będzie.
Dopiero się rozkręcamy i w placach mamy również wielkogabarytowe projekty. Ale zanim o tym, to dzisiaj mam dla Was propozycję zrobienia wyjątkowego wazonu. Pomysł zmieniał się w trakcie pracy.
Najpierw wszystkie boki miały mieć tą samą grubość, ale doszłam do wniosku, że jak dół będzie grubszy to cała konstrukcja będzie stabilniejsza. Na początku chciałam zostawić naturalny kolor sosnowy, ale deski trochę różniły się odcieniem i stwierdziłam, że może spróbuję nałożyć bejce.
No i oto jest, wazon nie wazon. Końcowy efekt, przypomina trochę stojak na probówki z chemicznego laboratorium i w tym chyba jego urok. Do zrobienia wazonu potrzebujecie desek (cieńsza miała wymiary 2,0×4,5x100cm a grubsza 3,0×4,5x100cm), wiertła do robienia otworów, kleju do drewna, piły razem ze skrzynką uciosową, bejcy i gąbeczki oraz szklanych probówek.
Z cienkiej deski odcinamy brzeg pod kątem 45 stopni.
Następnie odmierzamy w jakiej odległości będą otwory na probówki (u mnie pierwszy otwór jest w odległości 4,5 cm od brzegu, a między kolejnym otworem 4cm).
Gdy mamy zrobiony szkic, zaczynamy wiercenie. Gdy otwory są gotowe, odpiłowujemy drugi koniec, również pod kątem 45 stopni.
Na zdjęciu widać jak wygląda gotowy element. Następnie na grubszej desce rysujemy otwory, które będą znajdowały się dokładnie pod tymi wykonanymi na górnym elemencie i lekko nawiercamy otwory, ale tak żeby nie przewierci się na wylot. Deskę zostawiamy i dopiero po złączeniu boków i przymierzeniu wszystkich części, dotniemy ją.
Boki robimy z cieńszej deski, jeden koniec piłujemy pod kątem 45 stopni, a drugi zostawiamy prosty. Należy pamiętać żeby dobrze wymierzyć jaką długość powinny mieć boki żeby probówki lekko się zagłębiały.
Sklejamy górne elementy, przykładamy do dolnej deski i docinamy ją, a następnie sklejamy.
Po wyschnięciu, całość bejcujemy. Gdy bejca wyschnie możemy włożyć probówki i tworzyć kwiatowe kompozycje.
Nowe lokum oraz ograniczony budżet powodują, że trzeba ruszyć głową i jakoś zagospodarować puste kąty. Moje mieszkanie w części nazwijmy ją dziennej (połączony pokój z kuchnią) ma piękne duże okna, za to brak tam parapetów. Nieliczne kwiaty stały w związku z tym na podłodze … i cierpiały przy każdym odkurzaniu. Dodatkowo dostały też w kość w trakcie przeprowadzki oraz doznały szoku świetlnego zaraz po niej. Żeby rozwiązać powstały problem i ocalić kwiaty, postanowiłam zrobić kwietniki (forma stojaka na kwiaty). Wymyśliłam, że będą one proste w formie i będą miały toczone nóżki. Jak zobaczyłam cenę takowych nóżek to okazało się, że ciężko będzie zrobić niskobudżetowy projekt. W tym momencie trzeba było pogłówkować. Z całego tego myślenia powstało miejsce na kwiaty. A teraz instrukcja czego potrzeba i jak to zrobić.
Do zrobienia dwóch kwietników wykorzystałam deskę (drewniana półka ze sklejki, kupiona w hipermarkecie budowlanym) o wymiarach 30 x 180cm, kleju do drewna, drewnianych kołków, drewnianego walca o średnicy 14 mm i długości 2,5m (kupiony w hipermarkecie budowlanym), wiertarki, piły do drewna razem ze skrzynką uciosową, drewnianych półwałeczków (również kupione w hipermarkecie budowlanym) oraz farb. Najpierw przycinamy deskę, moja została przepiłowana na dwie części, każda o wymiarach 30 x 80 cm. Następnie przygotowujemy nóżki. Powstały one z pocięcia 2,5 m walca na 8 równych części. Pomógł mi w tym kochany mąż.
Ten sam mąż nawiercił również otwory w nóżkach i deskach.
W otwory w deskach wklejamy kołeczki.
Następnie deski i nóżki malujemy farbą. Swoje pomalowałam najpierw dwa razy białym primerem do mebli, żeby całość była trochę bardziej odporna na kontakt z wodą (po każdym malowaniu szlifowałam elementy papierem ściernym), a potem farbą do ścian (chodziło o to żeby kupić farby w saszetkach, a nie całą puszkę i żeby kolor pasował do wnętrza). W trakcie schnięcia drugiej warstwy białej farby szykujemy ramki z półwałeczków.
Półwałeczki piłujemy pod kątem 45 stopni w taki sposób by po złożeniu tworzyły ramkę wokół deski.
Zamysł widać na zdjęciu. Wszystko malujemy farbą w wybranym kolorze.
Gotowe ramki przyklejmy klejem do deski. W dobrym złapaniu kleju mogą być przydatne zaciski.
Gdy klej przy ramce zwiąże przyklejamy nóżki (do otworu wkraplamy toche kleju i nakładamy nóżkę na wystający kołeczek).
Po wyschnięciu kleju zostaje ustawić kwiaty. Kwietniki gotowe i kwiaty ocalone.
Bardzo lubię kolorowe szkło. Gdy zobaczyłam w Internecie instrukcje jak samemu je barwic w warunkach domowych wiedziałam, że przy najbliższej okazji wypróbuję metodę. Kupiłam farbę i tylko czekałam aż nadarzy się jakaś okazja żeby trafić ładne i tanie butelki. Ze trzy tygodnie temu ustrzeliłam dwie idealne. Instrukcja barwienia była łatwa więc nie pozostało nic innego tylko zabrać się do pracy.
Już na starcie pojawił się zgrzyt. W moich wyobrażeniach butelki miały mieć piękną błękitną barwę. Okazało się, że jak rozcieńczam farbę to na butelkach robią się wielkie smugi albo farba tak spływa, że nie barwi szkła. Niezrażona niepowodzeniem uznałam, że najwyżej butelki będą ciemniejsze. Wyczyściłam je acetonem (na szczęście aceton wszystko rozpuścił i butelki były jak nowe) i zaczęłam jeszcze raz, tym razem mniej rozcieńczając farbę. Wyszło pięknie i zostawiłam butelki do wyschnięcia. Następnego dnia okazało się, że mimo gęstej farby znowu pojawiły się smugi bo podczas długiego schnięcia, farba w niektórych miejscach nierówno zaschła. Nadal pełna zapału zmyłam wszystko i zaczęłam od początku. Tym razem postanowiłam przyspieszyć proces suszenia i wstawić butelki do piekarnika. Efekt był zadowalający więc uradowana, że wreszcie wyszło, zabrałam się za zdjęcia aranżacji. Nazbierałam kwiatków, wlałam wodę do butelek, zrobiłam kompozycje, zdjęcia i…. sprzątając wszystko, zobaczyłam ze butelki zaczęły zmieniać kolor (użyłam farby, która NIE była na bazie wody więc NIE powinna się zmywać). Szybko wylałam wodę, znowu wstawiłam do piekarnika żeby wyschły i myślałam, że sytuacja jest opanowana. Nic bardziej mylnego. Po suszeniu na butelkach powstał wzór spękania. Niby ładny, ale nie o taki efekt chodziło. Kolejny raz wszystko zmyłam i zrobiłam butelki jeszcze raz. Wyszło pięknie, tylko muszę pamiętać żeby do nich nie wlewać wody:) i przetestować farbę innego producenta. Po tej długiej opowieści instrukcja jak to robiłam. Potrzebujecie szklanego naczynia, które będziecie farbować, farby do szkła (użyłam farby z której efektu nie byłam zadowolona i zmierzam przetestować farbę innej firmy- o efektach napiszę w aktualizacji, pod tym wpisem bo farba jest zamówiona), która nie będzie na bazie wody, acetonu technicznego, pojemnika do sporządzenia roztworu i jakiegoś patyczka. Najpierw mieszamy aceton i farbę w takich proporcjach, które dadzą pożądany odcień. Nalewamy do pojemnika odrobinę tego pierwszego i po trochu dodajemy farbkę aż do uzyskania żądanego koloru (do nabierania i mieszania dobrze sprawdza się patyczek do szaszłyków). Pamiętajcie, żeby nie sporządzić zbyt małej ilości roztworu, ale też żeby roztwór nie był za rzadki. Szklane naczynie, które będziemy farbować musi być dobrze umyte i wysuszone, bez jakichkolwiek paprochów na ściankach. Najlepiej będzie umyć dokładnie butelki i poczekać, aż same wyschną. Gotowy roztwór wlewamy do butelki i delikatnie obracamy, aż ścianki dokładnie się zabarwią. Zabawioną butelkę zostawiamy do wyschnięcia, u mnie najlepszy efekt wyszedł gdy butelki schły w piekarniku (zobaczę czy przy innej farbce efekt będzie podobny). Po tych działaniach szkło powinno być zabarwione i nadawać się do kontaktu z wodą. Jak już wiecie mi, nie do końca się udało, ale będę próbować dalej i wszystko Wam opiszę. Marta
W tym roku, coś nie mogę trafić na dobre truskawki. Jakieś takie bez wyrazu, chyba te kilka słonecznych dni to za mało żeby truskawki nabrały słodyczy i aromatu. Nie zniechęcam się i cały czas szukam tych najlepszych. W międzyczasie postanowiłam zrobić na próbę truskawkowe przetwory. Ale takie trochę podkręcone. Truskawka łączy się z rabarbarem tworząc wyjątkowy duet. Dżem ma fantastyczny kolor, a smak to kwintesencja lata. Ma jeszcze jedną wspaniałą zaletę- szybko się go robi. Przepis znalazłam w internecie i nie jest to mój autorski pomysł. Na próbę zrobiłam małą porcję (wyszły mi trzy słoiki), ale po spróbowaniu zdecydowanie jestem gotowa go powtarzać, z małą modyfikacją, o czym za chwilę. To teraz przepis. Składniki: 250g truskawek 250g rabarbaru 250g cukru* łyżeczka ekstraktu lub cukru waniliowego pół opakowania żelfixu 2:1 *po spróbowaniu dżemu, dodałabym trochę mniej cukru np. 225g zamiast 250g jak było w przepisie. Jak to zrobić: Truskawki myjemy, pozbawiamy szypułek i kroimy na mniejsze kawałki. Rabarbar obieramy z włókien i kroimy na kawałki ok 1,5 cm. Gotowe owoce zasypujemy cukrem, dodajemy ekstrakt lub cukier waniliowy i odstawiamy na godzinę. Następnie przekładamy owoce do garnka, dodajemy żelfix, wstawiamy na gaz (lub indukcje) i czekamy aż wszystko się zagotuje. Gdy owoce zaczynają bulgotać, gotujemy jeszcze ok 8 minut. Gorący dżem przekładamy do wyparzonych słoików i odwracamy wieczkiem do góry. I gotowe! Smak lata zamknięty na zimę.
Marta
Miły Gościu na naszym blogu używamy ciasteczek. Goszcząc u nas zgadzasz się na to!