Może pierniczka?

Pierniczki są u mnie nieodłączną częścią świąt. Od lat korzystam z tego samego przepisu, który moja mama kiedyś skserowała od swojej koleżanki. W związku z tym, że jest u mnie wielu pierniczkowych wielbicieli, nie rozdrabniam się i piekę je z potrójnej porcji. Nie powiem trochę roboty z tym jest, ale zawsze pojawia się jakiś ochotnik do pomocy. Oczywiście sowicie go potem wynagradzam:) Przepis jest na tyle fajny, że pierniczki można degustować zaraz po wystygnięciu, ale mogą tez poleżeć dłużej przechowywane w zamkniętej metalowej puszce. To się jednak raczej rzadko zdarza:) Co prawda był taki rok, że jedna puszka się zawieruszyła i przy jakiś porządkach odnalazła się latem. Mój brat nie przejmując się niczym zjadł wszystkie pierniczki, które były w środku. Nie pojawiły się u niego żadne niepokojące objawy z czego wniosek, że pierniczki mogą sobie leżakować naprawdę długo. Poniżej podaję wam mój tajny przepis na ich wykonanie.
Przepis (na pojedynczą porcję):
50 dag maki
1 dag sody oczyszczonej
20 dag płynnego miodu
10 dag cukru pudru
1 paczka przypraw korzennych
15 dag margaryny
1 jajko
Tłuszcz i mąka do wysypania blachy
Wykonanie:
Mąkę razem z sodą oczyszczoną przesiać na stolnicę, zrobić w niej wgłębienie i wlać płynny miód, dodać przyprawy korzenne i margarynę, wbić jajko i zagnieść ciasto. Wyrabiać dopóki nie będzie jednolite w przekroju i lśniące. Rozwałkować do grubości 0,5cm, wyciąć ulubione kształty i piec ok. 10 minut na złocisty kolor w 175 stopniach. Na koniec pierniczki przyozdobić. Ja się tego nie podejmę bo brak mi cierpliwości do lukrowania i tworzenia skomplikowanych wzorów dlatego poprzestaje na posypaniu ich cukrem pudrem i tez jest dobrze.
Marta
P.S. Jeżeli w pierniczkach zrobimy otworki i przewiążemy wstążeczką, mogą stanowić choinkowe ozdoby. No i nie zapominajmy o tym, że naszymi wypiekami możemy obdarować rodzinę i przyjaciół.